WAŻNA INFORMACJA - strona korzysta z plików Cookie
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania prezentowanej zawartości do potrzeb odwiedzających. Korzystanie z naszego serwisu internetowego bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci Twojego komputera.

Akademia Polskiej siatkówki

  
Dane do logowania
Wcześniej głosowałeś na ten artykuł. Nie ma sensu robić tego po raz drugi. Twój głos nie może zostać zapisany.
Patrząc na współczesną siatkówkę, szybką, kombinacyjną, finezyjną, niewielu zastanawia się, jak długą i skomplikowaną drogę przeszła, by cieszyć dziś oko milionów kibiców na Świecie.

Polacy mieli niemały wpływ na historię tej dyscypliny sportu. Nasi rodacy na każdym etapie rozwoju siatkówki, i to zarówno w wymiarze sportowym, jak i organizacyjnym, należeli do pionierów, architektów postępu. Romuald Wirszyłło w Pradze budował zręby międzynarodowej federacji, Aleksander Skiba na Półwyspie Apenińskim tworzył włoską potęgę, a w Rzeszowie, na Podkarpaciu, jeden z największych siatkarskich czarodziejów wszechczasów grał pierwsze „podwójne krótkie”.

- Po igrzyskach olimpijskich w Meksyku w 1968 roku, mając w głowie wiele przemyśleń, także na temat taktyki i sposobu gry, trafiłem do II-ligowego wówczas zespołu Resovia Rzeszów. Tam, po wielogodzinnych rozmowach z trenerem Janem Strzelczykiem, chciałem te swoje przemyślenia wcielić w życie. A że był to człowiek o otwartym umyśle, kochający siatkówkę, postanowił mi zaufać i pozwolił na realizację moich planów - wspomina Stanisław Gościniak, mistrz świata z Meksyku (1974).

Gościniak, najlepszy na świecie rozgrywający tamtej epoki, pragnął za wszelką cenę wzbogacić i poszerzyć obowiązujący wtedy siatkarski schemat, wprowadzić do taktyki zespołu więcej gry kombinacyjnej. I tak dojrzewał pomysł podwójnej krótkiej. - Oglądałem wówczas wiele spotkań z udziałem zespołów wschodnich. Azjaci, jak wiadomo, nie należą do wysokich nacji, więc musieli zmodyfikować, dostosować grę do swoich możliwości - wspomina Gościniak.

Stanisław Gościniak zawsze był wierny zasadzie, że choć on jest mózgiem zespołu, to pełni w nim rolę służebną wobec swoich kolegów, a w czasie meczu jego podstawowe zadanie jest jednoznaczne - maksymalnie ułatwić życie atakującym. - Na boisku dążyłem nieustannie, by atakujący miał czystą siatkę, by całkowicie zdezorganizować blok przeciwnika. Nasze nowe zagranie polegało na tym, że zawodnik z prawego ataku szedł za zawodnikiem, który skakał do krótkiej, i to on kończył akcję. Ćwiczyliśmy to zagranie do znudzenia - mówi Gościniak.

Początkowo ta nieco dziwna kombinacja budziła zdziwienie, czasem nawet drwiący uśmiech. Co oni grają, to nie jest siatkówka! - mawiali wówczas tak zwani „fachowcy”.

Z każdym meczem zawodnicy Resovii doprowadzali ten element do perfekcji i większość piłek kończona w ten sposób przynosiła im punkty.

- Wypracowaliśmy również specyficzną komunikację między mną a zawodnikami atakującymi. Poprzez głośne oznajmianie zajmowanej pozycji (np. dwa) wiedziałem już, gdzie będzie mój atakujący i jak wystawić piłkę, by ominąć blok rywali. Równie istotną kwestią była tu bowiem obserwacja zachowań zawodników po drugiej stronie siatki. Ja więc czekałem i słuchałem, jaką pozycję zajmie mój atakujący, a potem gładko omijałem blok przeciwnika - precyzyjnie tłumaczy Gościniak.

Po pierwszym sezonie gry ze Stanisławem Gościniakiem na rozegraniu Resovia Rzeszów awansowała do pierwszej ligi. - Choć mieliśmy stosunkowo niski zespół, naszą grę oparliśmy na dobrym przyjęciu i grze kombinacyjnej, co pozwalało nam uzyskać przewagę na siatce i zaskakiwać wszystkie zespoły stojące naprzeciw nas.

Do zespołu doszli wielcy siatkarze: Marek Karbarz, Jan Such, Wiesław Radomski, Zbigniew Jasiukiewicz, Włodzimierz Stefański, Bronisław Bebel czy Alojzy Świderek. Skład osobowy dobierany był w ten sposób, by pasował do koncepcji gry zespołu. Kolejne lata przyniosły cztery tytuły mistrzów Polski i dwukrotny udział w finale Pucharu Europy (ówczesnego odpowiednika Ligi Mistrzów).

Również grając w reprezentacji Polski, prowadzonej przez Huberta Wagnera, Stanisław Gościniak nie miał problemu z przekonaniem trenera do swojej taktyki. - Jurek był zwolennikiem gry kombinacyjnej, szybkiej, i to wprowadzał w reprezentacji. Zespół też wkrótce uwierzył w ideę „podwójnej krótkiej”, i tak powoli promowaliśmy polską szkołę rozegrania - mówi Gościniak.

O polskiej szkole rozegrania stało się głośno na tyle, że Amerykanie, lubujący się we wszelkich statystykach, ogłosili „podwójną krótką” jednym z najdonioślejszych taktycznych odkryć w dziejach siatkówki.

Stanisław Gościniak był uważnym obserwatorem finałowych spotkań Ligi Światowej w Katowicach. Wspominając te mecze, z uśmiechem zauważa, że podwójna krótka to stale obecny element siatkarskiego rzemiosła. - Bardzo podoba mi się gra Brazylijczyków, choć ich rozegranie nie jest skomplikowane, zazwyczaj Ricardo posyła szybkie piłki na skrzydła. W tej chwili on i Paweł Zagumny, który sporo czerpie z brazylijskiego wzorca, są najlepszymi rozgrywającymi na świecie. Cieszy mnie bardzo, że ich gra została doceniona podczas tych finałów. „Guma” otrzymał tytuł najlepszego rozgrywającego, a Ricardo MVP turnieju. To był zdecydowanie turniej rozgrywających - nie bez dumy mówi Stanisław Gościniak, MVP mistrzostw świata z 1974 roku.

Katarzyna Kochaniak

Gościniak, najlepszy na świecie rozgrywający tamtej epoki pragnął za wszelką cenę wzbogacić i poszerzyć obowiązujący wtedy siatkarski schemat, wprowadzić do taktyki zespołu więcej gry kombinacyjnej. I tak dojrzewał pomysł podwójnej krótkiej.

O polskiej szkole rozegrania stało się głośno, na tyle, że Amerykanie lubujący się we wszelkich statystykach ogłosili „podwójną krótką” jednym z najdonioślejszych taktycznych odkryć w dziejach siatkówki.
Oceń artykuł:
  • 2.32 z 5 gwiazdek
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Średnia ocena: 2.32
Artykuły mogą być komentowane tylko i wyłącznie przez zalogowanych użytkowników.
Jeżeli nie posiadasz konta w naszej Akademii - założ je już dziś.