Fotografia sportowa to Pański zawód czy pasja?
Kiedy jeszcze jako bardzo młody człowiek stałem się posiadaczem w miarę zaawansowanego technicznie aparatu, a było to w roku 1988, chciałem z grupą najbliższych kolegów fotografować demonstracje do prasy podziemnej, bo czasy były wówczas bardzo gorące, na naszych oczach działa się historia. Rok później powstała „Gazeta Wyborcza”, a ja często odwiedzałem w redakcji mojego kolegę ze studiów, fotoreportera Krzyśka Millera, i coraz częściej dostawałem zlecenia. Dominowały tematy polityczne i tak też wyobrażałem sobie wtedy pracę fotoreportera. O sporcie w ogóle nie myślałem, ale ku własnemu zaskoczeniu odkryłem, że w „Gazecie” jest dział sportowy ze Stefanem Tuszyńskim i Jurkiem Ciszewskim, jak ja absolwentami AWF-u. Początkowo wiadomości sportowe zajmowały pół, w porywach kolumnę. Dużo dyskutowaliśmy o sporcie, a do mnie dotarło, że tu też mogą być potrzebne zdjęcia, i tak jednym z moich pierwszych zleceń sportowych był mecz siatkarski Polska - Włochy rozegrany na Torwarze. Potem powstała „Gazeta Stołeczna” z całą kolumną o sporcie lokalnym, który penetrowaliśmy głęboko, nawet do najniższych lig. W siatkarskiej ekstraklasie grały Legia i Polonez. Było więc siatkarskie tworzywo w stolicy. Tak naprawdę uczyłem się fotografowania siatkówki przez tak zwane rozpoznanie bojem. Może było mi łatwiej, bo jako absolwent AWF-u lepiej rozumiem sport i mam wielki szacunek dla sportowców – ich wysiłku, ich emocji. Zawsze pamiętam, by swój zawód wykonywać rzetelnie, na pewno nie robię tego beznamiętnie. To, że jestem pasjonatem swojej pracy, odczuwam najmocniej wtedy, gdy gdzieś na ważnych zawodach mnie nie ma.
Które z dyscyplin są najbardziej plastyczne?
Sporty kontaktowe i te związane z naturą, a dokładniej z wodą. Żywioł, jakim jest woda, dodatkowo uatrakcyjnia zdjęcia. Jeśli istnieją takie możliwości, wchodzę do wody szukać ciekawszych ujęć. Fotografowałem pływaków pod wodą, bo to jest perspektywa niedostępna widzowi.I taka jest moja generalna zasada: pokazać to, co pozornie niewidoczne. Bardzo lubię fotografować też sporty zimowe. W pracy reporterskiej nie uznaję zdjęć pozowanych, ustawianych. Fotograf nie może być w centrum uwagi. Musi być przezroczysty, niewidzialny. Może dlatego pasjonuje mnie fotografowanie… ptaków.
A które z dyscyplin są z kolei najmniej wdzięczne i najtrudniejsze do zarejestrowania aparatem fotograficznym?
Między innymi siatkówka. Jak oddać na jednym zdjęciu rywalizację, dramatyczny przebieg meczu w bezkontaktowej dyscyplinie? Nie jest to proste. Najłatwiej zrobić to przy ataku, jak piłka się odbije, spada za blok, to daje pewną ciągłość akcji. Na ataku, bloku siatkówka się jednak nie kończy. Za udane ujęcia uznaję te, gdzie obok akcji widać wysiłek i emocje na twarzach siatkarzy. Wtedy udaje się nadać zdjęciu ludzki wymiar i pokazać przeżycia związane ze sportową walką. Nie lubię sportów związanych z końmi. Kiedy skupię się na koniu, umyka człowiek, bo koń jest trzy razy większy od człowieka, a do tego jeszcze trzeba by uchwycić przeszkodę itd. Podobnie z wioślarstwem. Długa łódka, długie wiosła, w niej ludzie, a tu trzeba znaleźć emocje, rywalizację, zbyt wiele elementów zakłóca przekaz.
W jaki sposób łączy Pan w swoich fotografiach ruch i emocje?
Kluczowa jest twarz. Twarze muszą oddawać emocje. Ciało ludzkie uchwycone w ruchu ma również swój przekaz. I to wszystko musi się komponować, mieć czytelny dla widza odbiór. W sportach halowych trzeba „wyczyścić” tło, tak aby oddać nastrój widowiska. Dlatego raczej stosuję „ciasne” kadry. Tylko wówczas udaje się połączyć dynamikę i emocje z czytelnością obrazu.
Wiem już, że siatkówka nie jest łatwą materią do fotografowania. Czy znalazł Pan swój sposób na siatkówkę?
To musi być coś innego niż w telewizji. To musi być ciasne, i to musi też dobrze wyglądać. W siatkówce trudno zawrzeć przekaz w jednym zdjęciu. Siatkówka wymaga opowieści - to minimum dwa zdjęcia. Kiedyś w katowickim Spodku, który ze względu na dużą przestrzeń nie jest wdzięcznym obiektem dla fotoreporterów, pokusiłem się o serię zdjęć z „lotu ptaka”. Umieszczenie aparatu nad boiskiem dało zupełnie inną perspektywę. Nadal jednak istotą były twarze. Za każdym razem szukam nowych rozwiązań, nowych sposobów.
Kontakt siatkarki, siatkarza z piłką to dosłownie ułamek sekundy. Jak wydobyć z tego obraz dynamiczny i emocjonalny jednocześnie?
Przez lata poznałem trochę podstaw siatkarskiej taktyki, schematów. Przewiduję więc, do kogo poleci piłka. To było ważne kilka lat temu, kiedyś pracowaliśmy na filmie, a zdjęcia robiliśmy pojedynczo. Potem były cztery, teraz dziewięć klatek na sekundę i nie ukrywam, że to niemal komfortowa sytuacja dla fotoreportera. Trzeba jednak zawsze być skupionym na zawodniku. Nie kończę na jednym elemencie, czekam na rozwój wypadków, bo to najczęściej jest najfajniejsze - złapać coś nieprzewidzianego. To jest gra pozornie schematyczna, ale wymagająca od fotoreportera czujności, a czasami intuicji.
Praca fotoreportera nie należy do łatwych. Znalezienie dobrego miejsca do zrobienia zdjęć wymaga nieraz użycia łokci. Jest Pan bojowym fotoreporterem?
Unikam tego. Czasami znalezienie innego miejsca daje lepsze foty. Ja jednak na pewno nie będę używał przemocy, żeby zrobić zdjęcie. Nie warto się szarpać. Lepiej poszukać swojego miejsca.
Ile ma Pan zazwyczaj aparatów, obiektywów przy sobie?
Jeden aparat, a na bardzo ważne wydarzenia dwa i trzy obiektywy: krótki, długi zoom i teleoobiektyw. Igrzyska olimpijskie i inne wielkie sportowe imprezy nauczyły mnie, że w tym zawodzie równie ważna jak dobry sprzęt jest mobilność.
Jest Pan autorem albumu o wicemistrzostwie świata polskich siatkarzy z roku 2006 - „Historia srebra”. Czy powstanie tego albumu było zaplanowane, czy pomysł zrodził się i został zrealizowany po fakcie?
Album to determinacja i zasługa Wojciecha Jędrzejewskiego, który zorganizował środki finansowe, pokonał kwestie formalne i zorganizował produkcję. Ja z kolei zapewniłem materię, którą skomponował znany grafik – Marek Wajda. Nikt wówczas nie spodziewał się takiego sukcesu, więc projekt zrodził się już po mistrzostwach. Żałuję, że podczas mistrzostw Europy kobiet w roku 2007 nasza drużyna zajęła czwarte miejsce, bo fotograficzny zapis na kolejny album był. Było też znakomite tworzywo na wydanie albumu z mistrzostwa Europy naszych siatkarzy w roku 2009. Projekt jednak nie doczekał się realizacji.
Pewna przewrotność kryje się w fakcie, że nagrodę Grand Press Foto 2007 otrzymał Pan w kategorii „Wydarzenie” za zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego głosującego podczas wyborów. Czy doświadczenia fotografii sportowej da się przenieść do pracy w roli fotoreportera wydarzeń politycznych?
Zdjęcie, gdy Jarosław Kaczyński wychodzi z kabiny do głosowania i ma kłopoty z kotarą, to w pewnym sensie zdjęcie sportowe. Wiedziałem wówczas, gdzie stanąć i co może się wydarzyć. Ta świadomość ruchu, przewidywanie wydarzeń i zachowanie zimnej głowy to doświadczenie wyniesione ze sportu...
Które ze zdjęć ceni sobie Pan najbardziej?
Trudno wskazać jednoznacznie. To raczej sentyment do niektórych zdjęć. Finał 100 metrów podczas igrzysk w Pekinie. Zdjęcie zrobione z boku, z miejsca, gdzie nie było innych fotoreporterów, i fantastyczne zwycięstwo, które odniósł Usain Bolt. Cenię sobie także zdjęcia Marka Phelpsa z igrzysk w Atenach i Pekinie.
Jakie jest zawodowe marzenie Kuby Atysa?
Czasy, kiedy ludzie poznawali świat przez fotografie, już nie wrócą, ale chciałbym, żeby dobra fotografia była nadal ceniona. W sieci są miliardy zdjęć, ale takich, które warte są zapamiętania, które coś wyrażają - bardzo niewiele. Aby nie zalała nas bylejakość - to jest obawa większości ludzi, a w czasach gdy fotografia stała się umiejętnością masową, problem ten dotyczy jej szczególnie mocno. Marzę więc, by fotografowie wciąż czuli, że jakość jest najistotniejsza.
Oceń artykuł:
Średnia ocena: 2.67Jeżeli nie posiadasz konta w naszej Akademii - założ je już dziś.